Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie chcę wcale przeczyć, iż Murat był doskonałym oficerem jazdy, ale zanadto miał wielkie o sobie zdanie, a to zepsuło już niejednego dobrego żołnierza.
I Lasalle był tęgim dowódcą, ale zniszczył się sam przez wino i inne głupstwa.
Ja natomiast, Stefan Gerard, nie chełpiłem się nigdy memi zaletami i byłem zawsze bardzo wstrzemięźliwy — z wyjątkiem chyba pod koniec jakiejś wyprawy, albo też gdy spotkałem się z jakim starym towarzyszem broni.
I dlatego mógłbym sobie chyba przypisać tę zasługę, iż byłem najdzielniejszym ze wszystkich oficerów huzarskich, gdyby mnie nie powstrzymywało od tego pewne poczucie delikatności.
Nie doprowadziłem coprawda wyżej, jak do komendanta brygady, ale znaną jest przecież powszechnie rzeczą, iż szczęście mieli tylko ci ludzie, doprowadzając do najwyższych zaszczytów, którzy towarzyszyli cesarzowi w jego pierwszych wyprawach.
Nie znam w rzeczy samej prócz Lasalle‘a, Labau‘a i Droueta ani jednego generała, któryby nie był sławny już przed wyprawą do Egiptu.
Z tego wynika, że nawet ja, mimo moich wspaniałych zalet, mogłem awansować tylko na czoło mej brygady i otrzymałem wielki medal honorowy — i to od samego cesarza — który przechowuję u siebie w domu w skórzanem pudełku.
Mimo to nazwisko moje było znane dobrze i to nietylko u wszystkich tych, którzy służyli ze mną, ale także i u Anglików.
Gdy ci ostatni zrobili ze mnie w opisany już sposób jeńca, czuwali nade mną ostro i mieli się porządnie na baczności, aby im się nie wymknął taki niebezpieczny przeciwnik.
Już 10 sierpnia oddano mnie na okręt, celem wysłania do Anglji, a zanim miesiąc dobiegł końca, uj-