Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/202

Ta strona została uwierzytelniona.

z Dortmooru, który z sześcioma jezdnymi stał o dziesięć kroków przede mną!!!
— Tak, tak, pułkowniku — rzekł z gorzkim uśmiechem, — mamy pana znowu w swoich objęciach! Jakże mi przyjemnie!
Skoro dzielny żołnierz uczynił wszystko, co mógł, a mimo to został pokonany, to wtedy sposób jego poddania się nieprzyjacielowi jest miarą jego wykształcenia.
Wyciągnąłem list, który miałem w kieszeni, postąpiłem kilka kroków naprzód i oddałem go gubernatorowi z całą godnością.
— Bardzo mi przykro, mój panie, iż byłem zmuszony zatrzymać jeden z pańskich listów — rzekłem.
Spojrzał na mnie zdziwiony i skinął na żołnierzy, aby mnie przytrzymali. Następnie rozłamał pieczęcie, a twarz jego nabrała jakiegoś dziwnego wyrazu.
— To musi być ten list, który zgubił sir Karol Meredith — zauważył.
— Znajdował się w kieszeni jego płaszcza.
— Nosiłeś go pan przy sobie przez dwa dni?
— Od onegdaj wieczorem.
— I nie czytałeś pan?
Nie odpowiedziałem nic, ale dałem mu wyraźnie do zrozumienia, iż postawił pytanie, którego człowiek honoru nie daje podobnemu sobie.
Ku mojemu zdumieniu wybuchnął szalonym śmiechem, a upłynęło sporo czasu, zanim się uspokoił. Wreszcie otarł łzy z oczu i rzekł:
— No, pułkowniku, narobiłeś pan sobie i nam niepotrzebnego kłopotu. Pozwól pan, iż przeczytam panu ten list, który przez dwa dni nosiłeś przy sobie.
I zaczął czytać:
„Zawiadamia się pana, że pułkownik Stefan Gerard z trzeciego pułku huzarów, wymieniony został