Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Ordynarna łapa zaczęła grzebać w moich lokach, których dotąd dotykały się tylko delikatne rączki kobiet.
Chwycił mnie szelma za ucho, poczułem piekący jakiś ból, jakby mnie się ktoś dotknął rozpalonem żelazem. Zaciąłem zęby, aby nie krzyknąć, potem poczułem, jak ciepła krew spływa mi po karku.
— No, dzięki Bogu, to już minęło — rzekł drab i uderzył mnie po łbie. — Jesteś pani dzielną dziewczyną, signora, to muszę pani przyznać, a pragnąłbym tylko, aby pani miała lepszy gust, niż kochać się w takim Francuzie. Jemu masz to pani do zawdzięczenia, ja nie ponoszę tutaj żadnej winy.
Cóż mogłem innego uczynić, panowie, jak nie zachowywać się spokojnie i tylko wobec mej bezsilności zgrzytać zębami. W każdym razie ból mój i wściekłość doznawały pewnej ulgi, że cierpiałem dla kobiety, która mnie kochała.
Mężczyźni lubią mówić kobietom, iż chętnie ponieśliby dla nich wszelkiego rodzaju cierpienia, ale mnie się udało dowieść tego, iż nie powiedziałem za wiele. Wyobrażałem też sobie, jak po rycersku postąpiłem, jak dumny będzie pułk huzarów ze swego pułkownika, gdy ta historja stanie się głośna.
Te rozważania kazały mi znosić wszystko cierpliwie, a krew spływała mi ciągle po karku i padała kroplami na kamienną podłogę. Ten szelest o mało nie stał się przyczyną mej zguby.
— Krwawi bardzo silnie — rzekł jeden z siepaczy. — Możeby zawołać lekarza, gdyż inaczej gotowa nam do jutra zamrzeć.
— Leży cicho i nie wydaje z siebie ani jęku — rzekł drugi. — Może umarła ze strachu?
— Głupstwo! Młoda kobieta tak prędko nie umiera — odezwał się Matteo. — Zresztą odciąłem