Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/40

Ta strona została uwierzytelniona.

wadzić wywiad, czy ku miastu nie nadciągają jakie wojska na odsiecz.
Pułkownik nie był coprawda bardzo tęgim człowiekiem, tak, iż brakowało wiele jeszcze drogi do przebycia tego szczytu, który potem osiągnął.
Jeszcze tego samego wieczora zauważyłem rzeczy, od których włosy stawały na głowie, gdyż przywiozłem z sobą bardzo surowe pojęcia o służbie, a zawsze było mi niesłychanie przykro, gdy spostrzegłem jakiś nieuporządkowany obóz, źle osiodłanego konia, lub też niedbałego jeźdźca.
Tego wieczora jadłem z dwudziestu sześciu nowymi towarzyszami broni, a naprawdę, aż nadto w mej zapalczywości udowodniłem im, iż znalazłem tutaj inne stosunki, nie takie, do których byłem przyzwyczajony w naszej armji w Niemczech.
Po moich uwagach wszyscy zamilkli, a gdy dostrzegłem spojrzenia, rzucane na mnie, czułem, iż byłem bardzo nieostrożny w moich wynurzeniach.
Szczególnie pułkownik był wściekły, a wielki major Olivier, najtęższy żarłok w pułku, który siedział naprzeciwko mnie i podkręcał swe olbrzymie, czarne wąsy, patrzył na mnie tak, jakby mnie chciał połknąć.
Udawałem jednak, iż nie widzę nic, gdyż miałem sam to uczucie, że ich obraziłem, a wiedziałem, iż zrobiłoby to bardzo złe wrażenie, gdybym zaraz pierwszego wieczoru wpadł w zatarg z mymi przełożonymi.
Przyznaję, iż postąpiłem sobie niesłusznie, ale teraz posłuchajcie, panowie!
Po wieczerzy odszedł pułkownik i kilku oficerów, gdyż narada miała się odbyć w jakiejś chłopskiej chałupie. Pozostało kilkunastu, a przy kilku workach hiszpańskiego wina nabraliśmy wszyscy lepszego humoru.