Strona:Cyd.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.
DON DIEGO
Jako? Chcesz dla jednego praw burzyć porządek?

Gdy właśnie praw się trzymać wskazuje rozsądek.
Takiem rzeczonem słowem strwożyłbyś twój naród,
zachwiał rządów powagę, bezładu siał zaród.
Hrabia padł za zuchwalstwo. Niech to samo ramię,
drugi raz za tę samą ojca walcząc sprawę,
raz drugi wyzwie losu: Czy szczęście nam skłamie?

DON FERNAND
Hola! hola! Uczynię podług waszej woli.

Lecz widzę, że zbyt wielu iść chciałoby w szranki:
nazbyt ponętną wdzięczność Szimeny kochanki.
Gdy więc orędzie moje ma być sprawiedliwe,
raz tylko jeden szranków otworzyć pozwoli.
Wybierz swego rycerza. Wybierzesz jednego.
Lecz, po skończonej walce, nieżądaj niczego.

DON DIEGO
Przeciwnie; niech orędzie szranki wszerz otworzy.

Niech cała młódź rycerska tarcze wokół złoży.
Nikt nie stanie do walki. Poryw i odwaga
pod ciosami Rodryga ugnie się, zatrwoży.
Nikt więc nie wnijdzie walczyć w szranki za zagrodą.
Któż bo byłby ten śmiały?

DON SANSZO
Ja. Niech w szranki wiodą.

Oto jestem ten śmiały, raczej ten ochotny.

(do Szimeny)