Strona:Cyklista na wycieczkach. Lwów-Gdańsk.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

ciągu po powrocie upajał się Warszawą, ja tymczasem musiałem się skazać na dobrowolną pokutę. Zamknięty w mieszkaniu p. B. ostatni dzień pobytu w Warszawie poświęciłem rozmyślaniom, że oprócz wielu innych, człowiek ma tę wyższość nad zwierzęciem, że może jeść nad potrzebę i pić ponad miarę, a te rozmyślania własnie nie pozwoliły mi być na wyścigu stuwiorstowym, który się odbył d. 2 sierpnia w Warszawie. Lwów godnie reprezentował p. K. Borkowski, o czem zresztą „Cyklista“ obszernie się w swoim czasie rozpisał.
Nareszcie skończyły się piękne dnie warszawskie i w poniedziałek dnia 3 sierpnia rannym pociągiem wyjechaliśmy przez Aleksandrowo do Torunia. Tuż za Aleksandrowem jest pierwsza stacja pruska Otłoczyn zminiony na „Ottlottschin“ i od tego miejsca więcej się polskich napisów nie widzi, a tylko bardzo rzadko słyszy polskie słowo. Do Torunia przyjechaliśmy pod wieczór, dość jednak wcześnie, aby się wykąpać w Wiśle po drugiej stronie miasta i przynajmniej powierzchownie je zwiedzić. Miasto imponuje starożytnym wyglądem, kościołami, z których większość przerobiona na protestanckie, wielką masą oleandrów, rozstawionych przed każdym prawie domem, czystością i co zatem idzie stosunkowo małą ilością żydów. Posąg Kopernika w rynku i kościół katolicki były przedewszystkiem przedmiotem naszej uwagi.