zmieniła... Oni także smutni płaczą, ni weselą się, nie skaczą... I tak kraj ten wciąż się smuci, póki dama nie porzuci swojej przędzy, swej roboty... Gdy nabierze już ochoty do zabawy i do grania, do tańczenia i śpiewania, wtedy w zamku szczęście będzie, szczęście wielkie tam osiędzie...
Późno było, gdy chłopczyna wbiegł na ścieżkę, gdzie chatyna, gdzie otworem ciągle stoi i złodziei się nie boi...
Patrzy — jasność dziwna błyska, stanął w progu, widzi zblizka — siedzą panny z blond włosami, z blond włosami, warkoczami... Całe cudne, całe w bieli, przędą nucąc jak anieli... Złote nici z rąk padają, złote nici wciąż zwijają...
Chłopiec widząc to aż zdumiał, ale wszystko wnet zrozumiał... Ach! to były prządki owe, co strun dadzą na lipowe, na lipowe skrzypki drogie, co wygrywać
Strona:Czarodziejskie skrzypce.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —