zbudzisz, leniucha podpędzisz. Janek jeszcze młody, pokocha ją i będzie słuchał jej rozkazów.
∗ ∗
∗ |
Wśród przygotowań i zabiegów prędko przeszły te trzy tygodnie. Katarzyna już po ślubie przyjechała z mężem do domu jego rodziców. Przybył wóz z posagiem, który spóźnił się, bo taki był ciężki, że ledwo mogły go uciągnąć pianą pokryte konie. Dwie szafy, dwie skrzynie, jak kamienie, płótnem naładowane, a tłumoków, pościeli, ubrania bez końca. Zdjęli to wszystko weselnicy z wozu i zanieśli do pochylonego, ze spróchniałemi drzwiami świrna.
Na podwórzu mokro, po kolana błota. Katarzyna wstrząsnęła się, ale wnet pomyślała, że trzeba będzie błoto zepchnąć na dół do gnojowiska, nasypać parę wozów żwiru, ścieżki wysłać kamykami i będzie prawie jak u ojczulka, tylko płoty haniebnie połamane.
Poprowadził mąż Katarzynę do chaty, rodzice z weselnikami i muzyką spotkali ich w przedsionku.
Katarzyna padła rodzicom do nóg, całowała ręce, potem dała obojgu po długim i ciężkim kawale płótna. Matka poprowadziła młodych za stół, postawiła na stole poczęstunek