Strona:Czerwony kogut.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
—   109   —

rzynę. Ledwo mogła usiedzieć na miejscu. Zwróciła się do męża. Ten ze zwieszoną dolną wargą, z której spływała ślina, zasnął! Katarzyna wstrząsnęła się całem całem, posmutniała, widząc w jakie środowisko dostała się na całe życie. Zrozumiała teraz dobrze, że tylko jednego prawdziwego ojczulka i jedną tylko kochaną mateczkę miała, którzy, nie bacząc na miłość, bez litości oddali ją w takie grube ręce. Prędko postanowiła sobie, że swych nowych rodziców nie będzie nazywała ojczulkami, ale tak niezwykle: tatusiem i matusią.
Długo jeszcze więzili za stołem młodych. Katarzynie w głowie kręciło się od dymu i swędu; przygnębiona bolesnemi napaściami matki, bełkotem ojca, drwinami gości, wymknęła się z niezwykłej uczty i ledwo zawlekła się do łóżka. Padła w poprzek, rozpaloną i bólem targaną głowę wcisnęła w poduszkę, która wkrótce zwilgotniała od potoków łez. Długo płakała, aż sen zmorzył zbiedzoną głowę.
Nie długo odpoczywała, bo wiatrem szarpane drzwi nie dawały spać. Zbudziła się zziębnięta i drżąca. Nie prędko zrozumiała, gdzie nocuje. Błąkając się w nowem miejscu, ledwo że namacała drzwi i zamknęła je, znalazła jakieś okrycie, otuliła się i siedziała do świtu. Sen ulotnił się, przed oczyma przesuwały się roz-