Strona:Czerwony kogut.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

maite obrazy wczoraj widziane; do umysłu wdzierały się niedawno słyszane rozmowy. Gdy wytrzeźwiała, zrobiła w pamięci przegląd wszystkich wczorajszych wypadków, przypomniała sobie, że ją odłączono od rodziców i z ich błogosławieństwem drugiej rodzinie oddano, a ksiądz związał ją z mężem do grobu.
Westchnęła, przeżegnała się, przetarła oczy: czy to nie sen. O Jezu! Matko Przenajświętsza! czysta prawda, ale gdzie on? W pierwszą noc po ślubie jego niema. Koguty pieją, zorza blizko, muzyka może zaraz przyjść ich budzić. Jakże to? Łóżko nie posłane, pan młody schował się gdzieś, panna młoda od wczoraj nie rozebrana; zapewne pijana była... zapewne i inni pijani, jeszcze tańczą... Ale cisza, nic nie słychać. Co ty, moja matulu, robisz? Pierwszą noc u obcych ludzi nocuję; teraz to będzie już moim domem się nazywało. Jak tu przyzwyczaić się? Co tu robić?
Tak myślała Katarzyna. Gorące łzy raz wraz spływały po policzkach, ale, połykając je przemocą, perswadowała sobie, że płacz nic nie pomoże, trzeba pokornie, cierpliwie i odważnie przygotować się do prześladowań nowej rodziny. Czuła wyraźnie, że tu nie ma przychylnego dla siebie serca, wszyscy patrzą na nią krzywem