Strona:Czerwony kogut.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

okiem i każdy krok, każde słowo jej nieprzychylnie roztrząsają.
Gdy zaczęło dnieć, Katarzyna zerwała się, uporządkowała trochę świren, posłała łóżko, oczyściła ubranie, przymknęła drzwi od świrna i poszła do izby.
Nigdzie ani żywej duszy — wszyscy weselnicy śpią w najlepsze. Zato bydło swobodnie chodziło po wszystkich kątach. Cielaki i owce włóczyły się po podwórzu; świnie zaglądały do garnków w kuchni i rozlały pomyje. Drzwi od izby zdjęte z pętel i postawione przy ścianie: zapewnie weselnicy z figlów to zrobili, chcąc na przekór starym zimna napuścić. W izbie ojciec, w poprzek łóżka leżąc, chrapał, obok pies gryzł kość, a nie mogąc opędzić się od prosiaków, przeniósł się na łóżko. Matka nogi wsadziła pod piec, a głowę miała na palenisku; podłożyła pod nią kożuszek i tak smacznie spała w popiele, jak w puchu. Prosiaki zebrały się koło rozrzuconego ogniska i chrząkały, prosząc gospodyni jeść, ale ona nic nie słyszała. Kogut spacerował po stole i zapraszał kury do kruszyn, a one biły się z kogutami przy poprzewracanych garnkach od mleka. Nieśmiałe gęsi gęgały w progu, z pochylonemi głowami, spozierały na muzykantów, porozwalanych na ławach; ilekroć onip rzez