Strona:Czerwony kogut.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

lecą nad borem, zmęczone daleką podróżą, ciężko robią skrzydłami, szukając miejsca dla spoczynku. Gdzieś za lasem ozwały się żórawie. Kaczek całe chmury nadciągnęły, kwaczą po błotach i zrywają się stadami. Długonogi bocian spaceruje po polach i zbiera gałązki; nabiera ich pełen dziób, zrywa się i, stanąwszy na gnieździe, podnosi głowę w górę, klekocze, machnie czasem skrzydłami, opędzając się od latających koło niego nieprzyjaciół. Wróble, amatorzy konopia, wesoło gadają przy gnieździe bocianiem.
Kutwaliskie pola pokryte żytem, jak zielonem suknem. We wsi również każdy się rusza, krząta, każdy okazuje radość z nadchodzącej wiosny. Pstrokate gołębie przelatują gromadami z dachu na dach. Kogut wyprowadził całe stado kur na śmietnik, trzęsie czerwonym grzebieniem i głośno pieje. Szary gąsior stoi na jednej nodze, z nachyloną głową przysłuchuje się, czy nie piszczą gąsięta w gniazdach. Rudy kot wskoczył na drwa, najeżył się, ogon postawił pionowo przed Rudym, a ten, kręci się naokoło, skomląc i szczekając głośno.
Słońce wywabiło gromadki dzieci z chat: zziębnięte, brudne, gniotą w rękach mokry piasek. Większe boso, z czerwonymi nosami i no-