Strona:Czerwony kogut.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
—   120   —

gami, wożą się po ulicy w wózkach, bawią się i wzajemnie sobie opowiadają:
— Mama będzie jutro dużo-dużo jaj farbować, cały garnek z czubem! a wasze kury czy dużo naniosły? będziemy bili na Wielkanoc.
— I u nas będą farbowali jaja na czerwono. Ja nie będę bił, będę taczał...
— A ja takszt! i rozbiję.
— A ja mamie poskarżę się — piszczał, prawie płacząc.
Mężczyźni w drwalce ciosali pale w koszulach, pomimo zimowych czapek i rękawic, a kożuchy rzucili na płot. Drugi zaprzągł już kobyły do sochy i próbuje ogród warzywny orać. Dziewczyny schowały pełne wiadro wody i czyhały na oracza, chcąc go oblać, ażeby jego koń się poprawił. Gdzieindziej gospodarz grabił, czyścił podwórko i śmietnisko, a gdy owce z pola wracały, liczył jagnięta, wskazując palcem i wodząc nim około swego nosa. W innem miejscu, przy zwalonych belkach i podwalinach na odrynę, kupa mężczyzn gwarzyła i postukiwała. Żilius szczuł świnie z żyta i zaczął wymyślać, podchodząc ku mężczyznom.
— Czy powaryowaliście? wszystkie świnie na życie? licho was opętało; przecie wiosna! Na całym świecie niema takiego nieporządku,