słoninę krajały, a w całej wsi, w każdym domu z komina kurzyło się, nawet na ulicy czuć było rozmaite zapachy. Dziewczyny, pędzane przez gospodynie, biegały, śpieszyły z robotą, ażeby na jutro mniej pozostało i wcześniej można było pójść na pasterkę.
Innej znów nie wiodło się: ciasto nie rosło. Biegała po całej wsi z garnkiem, szukając drożdży. Prosiła to tu, to tam — nigdzie dać nie chciano.
— Trzeba lecieć do ostatniej; oni w poście piwo warzyli, może dostanę.
Znalazła Jerzową płuczącą masło i zaczęła prosić:
— Jerzowa, moja kochana! daj choć kropelkę drożdży, mąkę taką drogą kupiliśmy; ojciec wypędzi mnie, gdzie pieprz rośnie, jeżeli ciasto opadnie.
— Sama mało mam, wszystkie brały ode mnie! czemu nie zaszłaś do Wingisowej? Katarzyna, widziałam, przywiozła od matki całą butelkę: z pewnością jej pozostanie.
— Byłam, moja duszo, tam, i trafiłam na taki skandal, aż strach!
— Aha! zapewne wszyscy na Katarzynę bij zabij?
— Wszyscy, wszyscy użerają się, jak psy.
Strona:Czerwony kogut.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 122 —