Strona:Czerwony kogut.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.
—   137   —

cierpliwą, córko! powetujesz to sobie po śmierci rodziców męża: ziemia dobra!«
— Bądź cierpliwą! — śmiała się druga — zanim słońce wzejdzie, rosa oczy wyje. Rodzice tacy jeszcze zdrowi; synowa wcześniej może umrzeć, stargawszy siły i zdrowie w takiej pracy. Matka z wielkiej pracowitości, gdy synową otrzymała, ręce założyła. Toć ona obiadu jej nawet nie przynosi; Katarzyna, gdy idzie grabić, sama musi go z sobą zabierać.
Gdzieś na stronie już słychać głosy idących na obiad.
— Niech Bóg broni, jakie zatoki w tym roku grzązkie! w zeszłym roku o wiele większe były.
— Całe siano samym trzeba będzie wywlec, koni nie wprowadzisz. Przykra robota! Żeby choć pogodę Bóg dał, to wywleczone nie zgnije.
Robotnicy zaczęli oglądać się na swoje cienie.
— Która teraz godzina może być? — zapytał jeden z gromady.
— Godziny mu się zachciało! — śmiał się drugi — żołądek najlepiej czas wskazuje. Widzisz, obiad już niosą.
Dzwonili kosami, wycierali pot i zwolna szli ku pagórkom. Jeden zapadł się po sam pas, zabłocił się, ledwo że wylazł. Inny, idąc