— Nie potrzeba, nie potrzeba! — odmawiała baba, mieszając się do rozmowy — gwałtu narobi tu Dzieżasowa; będzie wołała zaraz doktora i akuszerki, i Bóg wie jeszcze kogo; a tu nic nie potrzeba; niech chora tylko czeka cierpliwie rozwiązania. Zgotujcie wódki z ziółkami.
— Janie! jeżeli w Boga wierzysz, — wołała Katarzyna — jedź do mojej mateczki.
Jan nacisnął czapkę na oczy i wyszedł z izby.
— Wypij kieliszek wódki — zaproponowała matka — to cię pokrzepi.
— Wypij, wypij! — namawiała babka — to lepsze od lekarstwa.
— Wypijmy i my po kieliszku. Na zdrowie! — i wychyliły obydwie.
— Nie będę piła wódki, nie! — broniła się chora — nie mogę patrzeć, jak wy pijecie; zgotujcie lepiej jakich ziółek, cukier jest pod poduszką w mojem łóżku.
— Grymasy! — mruczała matka, stawiając kociołek na ogniu — wszystkiego jej się zachciewa; mnie tam w słabości nie potrzeba było ani cukru, ani herbaty. A ta jej czułość, drogi Boże!
— Prawda, prawda — potakiwała babka — nie ma cierpliwości nawet za grosz. Jak gdyby
Strona:Czerwony kogut.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
— 145 —