— Napój gniadego, pamiętaj...
Klimka zerknął na niego rozgorączkowanemi oczyma i odparł:
— Mogłeś nie frasować się...
Siedział sam jeden w pustem podwórku, palił papierosa i rozglądał się leniwem wejrzeniem naokół.
U odryny leżała kupa tegorocznego siana, którego nie zdążyli w sobotę uprzątnąć. Klimka wybrał sobie miejsce, wyciągnął się i wkrótce zasnął.
Ledwo pół godziny upłynęło, poczuł naraz, że go ktoś budzi. Otworzył omdlałe powieki i zaraz je przymrużył, bo promienie wzeszłego słońca świeciły mu prosto w oczy.
— Janeczku!... Janeczku!... — budził go kobiecy głos.
Klimka usiadł, przeciągnął się i niezbyt delikatnie zapytał:
— Jakiego licha?...
Magdzia, jedynaczka gospodarska, zmieszała się. Naumyślnie powiedziała rodzicom, że wybiera się do innego kościoła, żeby jej tylko z sobą nie zabrali, żeby tylko pozostać w domu bez wiedzy rodziców.
— Ja myślałam...
— Dlaczego nie poszłaś do kościoła? — zapytał Klimka.
Strona:Czerwony kogut.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —