lecz po raz setny tłumiła ją obawa, słowa więzły w gardle...
Skończyło się czytanie. Gawędzono między sobą. Dzieci nosiły drwa, bawiły się; dziewczęta topiły w kuchni wosk, wróżyły...
Jan nie brał udziału w pogawędkach. Z czołem zasępionem chodził po izbie, myśli wrzały, bolała go głowa, lecz — język nie słuchał. Wreszcie skierował się w stronę siedzącej na brzegu łóżka żony i po cichu, może już po raz setny, zapytał:
— Czy długo jeszcze?...
— Dwa tygodnie — odrzekła spokojnie Jagusia.
I znowu milczeli.
Jan niepokoił się; kręcił się, chrząkał — miał coś do powiedzenia a nie śmiał wymówić.
Lecz trzeba — z wysiłkiem więc wyrzekł do żony:
— Jagusiu, słyszałaś, jak Najświętsza Panienka rodziła... Wiesz, jak ubogo żyła z Józefem i nie miała ciepłego kąta... trzeba było przytulić się w stajence, wśród bydła... aby zostać matką Zbawiciela świata...
Jadwiga była w poważnym stanie i za parę tygodni miała zostać matką. Na razie nie zrozumiała męża, chwilę milczała, lecz nagle, gło-
Strona:Czerwony kogut.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
— 155 —