— Jeżeli nie chcesz sama wygnać Magdaleny, to powiedz panu: on wypędzi... i tyle!
— Ale dlaczegoż ty tak nie chcesz wracać do Magdaleny?
— Nie chcę dlatego, że ona nie ma chleba — zabrzmiała stanowcza odpowiedź z pobladłych ust chłopaka i głęboka troska zaległa drobną jego twarzyczkę; ale znowu zaczął mówić powoli, jak gdyby wywoływał w pamięci dawne a zapomniane dni swego życia.
— W naszej chacie był jeden piec, ale mąki nie mieliśmy. Nie było z czego chleba upiec... i książek nie było... — dodał, rozglądając się po pokoju. — Tylko jeden nieładny stół, jedno łóżko...
— Cóż jedliście, kiedy nie mieliście z czego chleba upiec?
— Jedliśmy tylko suchy barszcz... tylko suchy barszcz (t. j. postny, bez okrasy) — powtarzały smętnie przelękłe tem wspomnieniem usteczka chłopca.
— Skąd braliście ten chleb? — wypytywałam się dalej, korzystając z mówności chłopca.
— Ojczulek przynosił, użebrawszy. Kładł wysoko na półce. Ja sam nigdy nie wziąłem chleba... i sięgnąć nie mogłem. A Magdalena rózgą biła. Mówiła: »Ty brałeś chleb! ty bra-
Strona:Czerwony kogut.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.
— 173 —