progu swego domku. — Czy też tak już samemu wypadnie całe życie kołatać się? Moi rówieśnicy prawie wszyscy mają żony, jest z kim pogawędzić, smutne myśli rozproszyć.
Rozmarzył się Jakób: — Gdyby taką, jak Jerzowa, albo Michałowa, zjednać sobie, nieźle byłoby!
Ale wnet zawstydził się Jakób, jak gdyby mu kto szeptał: — Nie pożądaj żony bliźniego twego!
Obejrzał się — nikogo niema; głóg czasem wierzchołkiem o dach zaczepi, georginie zaszepczą.
Splunął Jakób.
— Tfu! zły duch kusi! czy to Michałowa jedna ładna i piękna? Jeszcze ładniejszą sobie wyszukam!
Zaczął Jakób się rozglądać i rzeczywiście znalazł córkę starego dziada: piękna, aż miło spojrzeć!
Wesele biedaka, to jak śmierć koguta: ot, zebrali się w sobotę, w niedzielę po nabożeństwie ksiądz stułą związał, i Jakób już nie samotny!
Przeszło kilka miesięcy. On chodził na zarobek do tartaku, ona pozostawała w domu. Rzecz wiadoma, że biedacy nie mają czasu na uciechy miłosne!
Strona:Czerwony kogut.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.
— 199 —