stą radość! Robi to, bo uważa to za swój obowiązek i widzi w tem »dobro ludzi«. Z tego względu nie mogę jej nie podziwiać. Mogę uważać owe obowiązki za błędy, owo »dobro« za zanadto problematyczne, lecz nie mogę nie dziwić się, jak ona systematycznie, wytrwale i sumiennie spełnia te dobrowolnie przyjęte obowiązki.
— Czy takie życie nie nudzi pani? Czy rzeczywiście jesteś pani szczęśliwa? — zapytałem dzisiaj.
— Szczęśliwa! wielkie słowo pan wyrzekłeś! Ja sądzę, że nie można być szczęśliwym na świecie. Byłabym szczęśliwą tylko wtedy, gdybym wszystko na świecie albo przynajmniej naokoło mnie stało się takiem, jak ja marzę. Bo zadowolenie wszystkich moich chęci, osobistych pragnień, nie dałoby mi jeszcze szczęścia. Ale do spełnienia wszystkich moich chęci tak daleko... tak daleko!... Z życia swojego jestem zupełnie zadowolona i wcale mi się ono nie wydaje nudnem.
— Czyż pani nie czuje potrzeby duchowego zadowolenia? Czyż wystarcza pani towarzystwo prostych, ciemnych ludzi i kur?! Nie może być, żeby czasami pani nie zechciała pobawić się... Nie może być!
Ona zaśmiała się.
— Przecież niedawno byłam w Warszawie.
Strona:Czerwony kogut.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.
— 229 —