Tak boleśnie spojrzała na niego swemi ładnemi oczyma, że Piotr zawrócił i wziął żonę za rękę. Posadził ją obok siebie na ławie i patrzył długo na nią, milcząc. W jego oczach był i lęk, i nadzieja, i zwątpienie.
— Nic się nie stało — rzekł, wzdychając Piotr — tylko...
Józefa drgnęła.
— Nie lękaj się, nic złego — spokojniejszym głosem odezwał się. — Wiesz, jaką nowinę dziś słyszałem?...
I począł Piotr opowiadać żonie, co w miasteczku widział i słyszał. Jak ksiądz czytał z ambony takie pismo, w którem powiedziano, że niewolnicy-ludzie będą teraz panom równi, już nie będą im służyli, a ziemia, którą oni uprawiają, pozostanie ich własnością — nie panów; że ci, co ziemi nie mają, albo bardzo mało jej mają, dostaną od nowej władzy tyle, ile potrzeba (widzisz, jest jakaś nowa, lepsza władza — z naszych ludzi, czy też z Polaków: ta właśnie nowa władza troszczy się o niewolników). Ksiądz mówił, że i rosyjska władza obiecuje oswobodzić ludzi i nie gnębić, — już nawet pismo o tem jest wydane; ale tylko obiecuje, rzeczywisty jej zamiar tylko ludzi bałamucić: nie trzeba jej słuchać, ani jej wierzyć, ale trzeba zbierać się gromadami i wypędzić
Strona:Czerwony kogut.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.
— 266 —