— Nasza...
— I jeszcze więcej dostaniemy? Przecie my tak mało mamy...
— Dostaniemy więcej...
— Boże, jacy szczęśliwi będziemy!...
Różowa ze szczęścia, piękna i szczęśliwa, Józefa objęła męża za szyję; mówiła cicho, marząc i tuląc się do niego:
— Będziemy swoją ziemię mieli, nikomu nie będziem służyli, lecz będziemy pracowali dla siebie!... Doczekamy się dzieci... już nie sami jedni będziemy... Czy wiesz: ty założysz ogródek, i jak podrosną dzieci, będziemy mieli dla nich jagody i owoce. Dzieciom będzie dobrze i my będziemy szczęśliwsi...
Mąż słuchał tych marzeń swej żony i zaczął im sam wierzyć. Zdało mu się, że on już nie biedny pański niewolnik, ale wolny rolnik, mający dosyć własnej ziemi, dorosłe dzieci i spokojnie z niemi i ze swoją żoną żyje... I taką radość poczuł w swojem sercu, że chciał porwać siedzącą Józefę i okręcić się z nią kilka razy w chacie. Ale przypomniał sobie coś, i powstrzymał się...
— Trzeba pójść zobaczyć, o czem we wsi mówią chłopi — rzekł, wzdychając i biorąc za czapkę.
— A co, Józefko, jeżeli władza rosyjska nie
Strona:Czerwony kogut.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.
— 268 —