dnym człowiekiem. Wiedział, że na tym padole płaczu są piękni i bogaci ludzie, wolni i szczęśliwi, ale nie wiedział, że i niewolnik może być im równy, może równych praw dobijać się. Jednak najmniejszy podmuch mógł rozniecić w czułem sercu Piotra nadzieję, nowe pragnienia zbudzić. Tylko tego podmuchu nie było... Dotychczas znał on życie ponure; szedł po drodze tego życia, skutego łańcuchami niewoli. Że tę drogę można lżejszą uczynić — nie wiedział i nie śmiał marzyć. Naokoło było niewypowiedzianie zimno i nędznie. Jedna Józefa grzała jego życie: z nią był spokojny i szczęśliwy, nie czuł jarzma niedoli. Jednak czasem wspominał, że pan w każdej chwili może wydrzeć mu tę drogą kobietę i w błoto wdeptać: wtedy niewolnicze serce drgało i zapalało się ogniem zemsty. A gdy Józefa spozierała na niego dwoma czułemi gwiazdami z pod długich rzęs, jego serce uspokajało się i zapominał o wszystkiem...
Przemowa księdza i pismo były owym niespodziewanym podmuchem, który zawiał Piotrowi w twarz i zbudził w jego głowie nowe myśli. Zrodził je, ażeby nie zanikły, ale rosły i potężniały. I jak mogły te myśli nie rosnąć i nie potężnieć, kiedy codzień płynęły nowe wieści, coraz to ciekawsze. Chociaż od tej gło-
Strona:Czerwony kogut.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.
— 271 —