W chwilach wspomnień żal mu było Magdzi. Nie tyle było żal, ile nie do zniesienia była dlań ta codzienna obłuda. Dziewczę przyzwyczaiło się do niego, może go nawet pokochało, i za to musi cierpieć... To znów uspokajał się i machał ręką na wszystko.
Szedł poza rzeczką, a myśli natrętnemi falami wirowały w największym nieporządku. Wspomnienia bezlitosnego życia budziły się jedne po drugich i tak mieszały się, tak splatały, aż natrętna ich mnogość zaćmiła i tak już niezbyt wyraźną jaźń.
Skręcił na lewo i poszedł do lasu. Zda się, spodziewał się poskromić w niepojętej ciszy leśnej niespokojne myśli, skrzywdzoną duszę pokrzepić i może wymyślić jakie lekarstwo na tę biedę.
Zwalił się na miękką pościel mchu i puścił wodze rozprzężonych myśli. Sam nic nie myślał, tylko zbudzone wnętrze walczyło samo z sobą, szperało w księdze krzywd, jakby wkrótce ktoś miał zażądać sprawozdania z cudzych niedorzeczności i życiowych nonsensów.
A z odmętów powstawały krzywda za krzywdą i uściełały pstrymi kamykami życiową ścieżkę młodych dni. Plamiły te krzywdy nudne życie pastuszka i zdawało się, że kat
Strona:Czerwony kogut.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 22 —