Strona:Czerwony kogut.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.
—   275   —

mieć się czem bronić... Przecie rozmaicie stać się może...
I zaczął opowiadać żonie, jak to teraz dobrze, że nie trzeba do dworu chodzić, i jak dobrze będzie potem, kiedy ludzie zrzucą władze rosyjskie, dobiją się wolności i dostanie każdy ziemi... Doczekają się oni dzieci... będą szczęśliwi...
Opowiadał i marzył, i sam wierzył tym marzeniom, — wierzył mocno, bez zwątpienia najmniejszego.
Józefa słuchała, cała różowa, patrząc na męża, jak na drogi obraz.
Tak rozmarzeni, przytuleni do siebie, przesiedzieli całą letnią noc... Położyli się dopiero przed wschodem słońca.
Józefa zasnęła szczęśliwa, jak dziecko.
Wtedy z łóżka wstał pocichu Piotr, pocałował śpiącą żonę, przeżegnał ją, i cicho, na palcach wyszedł...


Józefa śniła...
Widzi piękny, duży ogród, pełen kwitnących drzew. Idzie przez ten ogród, z małem dzieckiem na ręku... Ładna, piaskiem usypana ścieżka; po stronach trawa i kwiaty mienią się rozmaitemi barwami; na gałęziach