— Ta plotkarka musi coś wiedzieć — przeszło jej przez myśl — może co złego?!...
Urbonasowa spojrzała złemi oczyma na Piotrową. Zdawało się, że słodko jej było wiedzieć cudzą tajemnicę, bawić się nią i męczyć młodą kobietę. Tylko niedługo mogła wycierpieć, aby nie powiedzieć:
— Przecie twój Piotr uciekł z Kazimierzem i Antonim Damulisami do lasu... do powstańców! Widziałam, jak przed zorzą wszyscy trzej z bronią na plecach poza opłotkami szli... Wszyscy już wiedzą!...
— Kłamiesz! — chciała krzyknąć Józefa.
Ale przypomniała sobie rozmowę swego Piotra i jego frasunek, a także to, co wczoraj wieczorem sama widziała za odryną — i uwierzyła... Wielki ciężar legł jej na piersi... Niespodzianie uczuła potrzebę otworzyć przed kimś swe serce, podzielić się swemi myślami, Piotra obronić; ale gdy spojrzała w złe oczy Urbonasowej, zacisnęła usta i odwróciła się. Wiedziała, że ta kobieta uraduje się z jej nieszczęścia, wyśmieje jej nadzieje...
Jak tylko Urbonasowa wyszła, Józefa zarzuciła chustę na głowę i pobiegła do Damulisa. Tam nikt nie kładł się po śniadaniu — wszyscy byli w chacie zebrani. Stary ojciec siedział zgarbiony za stołem, matka płakała
Strona:Czerwony kogut.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.
— 278 —