Strona:Czerwony kogut.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
—   290   —

— Boże!... — zajęczała nieszczęśliwa, załamując ręce.
W pobliżu stały mędle żyta. Tam schowała się przed Kozakami...
Długo siedziała, cała drżąca. Widziała, jak Kozacy wyjechali ze wsi gościńcem. Jednak nie śmiała wychodzić ze swojej kryjówki. Dopiero o zmroku wylazła z pod mędla i, skradając się, jak złodziej, weszła do wsi. U Damulisa świeciło się. Niezmiernym lękiem zdjęta, cicho wsunęła się do sieni i rozwarła drzwi...
Na łóżku leżał napół-żywy Damulis. Głowa i twarz cała spuchnięte, tak był zbity i potłuczony, że nie sposób było poznać człowieka; koszula przylgnęła do ran... Leżał, jak martwy. Tylko czasami wyrywały się z piersi ciche a bolesne westchnienia. Matka i córki klęczały wszystkie i, rzewnie płacząc, modliły się. Płonęła gromnica...
— Boże, za co jego tak? za co? — krzyknęła Józefa, klękając przy łóżku.


Przyszła jesień, smutna, nieszczęśliwa. Blakły zielone liście drzew, blakły jednocześnie i barwne marzenia biedaków. Zawiał surowy wiatr północny i razem z liśćmi rozmiótł