syan do niewoli; jak teraz wszyscy trzej mieli odwiedzić swoją wioskę. Tamci nie doczekali się...
Józefa, usłyszawszy straszną wieść, chwyciła się za piersi i rozpaczliwie zajęczała z wielkiego bólu. Dopiero teraz Kazimierz ją poznał, siedzącą na łóżku, pobladłą, jak śnieg.
— Gdzie Piotr? gdzie?... Co teraz z nim zrobią? — zawodziła, patrząc na Kazimierza błędnym wzrokiem.
Zdawało się, nie wierzyła, że to się stać mogło.
Opowiedział jej, ile sam wiedział. Tyle tylko Józefa zrozumiała, że Rosyanie jej Piotra zapewne do miasta poprowadzili. Nie słuchała utyskiwań Kazimierza, że on ani jednego dnia nie może pozostać w domu, że musi uciekać ze swego kraju, jeżeli nie chce narazić się na rozstrzelanie albo powieszenie... Wyszła od Damulisów, zawodząc...
Chociaż nigdy nie była w mieście, jednak dobrze jeszcze przed wschodem słońca znalazła się na gościńcu, prowadzącym do miasta. Droga była prosta, znana... Trzy mile. I bez rozpytywań mogła trafić.
Przed śniadaniem szła już ulicami miasta, lękliwie rozglądając się na wszystkie strony. Wysokie, o wielu piętrach domy ciągnęły się
Strona:Czerwony kogut.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.
— 293 —