Ledwo wygrzebała się z choroby. Gdy odzyskała pamięć, nie mogła zrozumieć, gdzie jest. Leżała w jakimś pokoiku; nieznajomych ludzi widziała. Niemłoda, biało ubrana kobieta przysunęła się do niej i coś pieszczotliwie mówiła. Ale ona jej nie rozumiała... Nie mogła zebrać rozproszonych myśli. Pamiętała jak przez sen, że szła do miasta, że błąkała się po ulicach... Ale co dalej było, zapomniała. Przyczyny i wątek nie wiązały się w jej mózgu. Obrazy przeszłości wydawały się jej rozsypanymi ładnymi kwiatami: widziała tylko pojedyncze płatki, nie sam kwiat. Teraźniejszości nie rozumiała... Czuła tylko wielką słabość ciała; bolał ją grzbiet, nogi stały się ciężkie, jak kamień, i nie mogła się ruszać.
Patrzyła błędnym, bez wyrazu wzrokiem...
Tylko jeden raz jak gdyby promyk przytomności błysnął w tych oczach. Jak gdyby coś sobie przypomniała i usta jej zaczęły drgać...
Zobaczyła biało ubraną kobietę, dobrotliwie patrzącą na nią.
— Czy nie wiesz pani, gdzie jest mój Piotruś? — szepnęła Józefa, wpatrując się w pielęgniarkę.
Chciała poruszyć się, ale zajęczała boleśnie...