Ciało wyzdrowiało, ale nie duch. Pamięć zmąciła się... Józefa nie czuła swego położenia tak, jak to zdrowy człowiek odczuwa. Gdy jej powiedziano, że urodziła nieżywe dziecko i przeleżała kilka miesięcy w łóżku — nie zmartwiła się, okiem nawet nie mrugnęła; najmniejszy wyraz smutku czy lęku nie odbił się na jej twarzy. Gdy władze rosyjskie dowiedziały się, kto ona, i uwięziły ją — nie opierała się i nie płakała. Tylko jęczała, jak męczone bydlę, gdy ją bili, turbowali i poniewierali jej ciało... Nie poznała nawet Damulisowej z córkami, wtrąconych także do więzienia; nie rozumiała ich krzyku i płaczu, gdy one, żegnając się na zawsze ze swą ojczyzną, znikły za ścianami więzienia...
Władze wypuściły ją, jako waryatkę — nieszkodliwą. Uznały, że nie warto wywozić jej z ojczyzny: wiedziały, że ona kary nie zrozumie, goryczy wygnania nie odczuje. Kazały dostawić ją do rodzinnej wioski.
Ale na ziemi Józefy siedział już Rosyanin. Ona sama została komornicą-żebraczką. Marzenia o szczęśliwem pożyciu z mężem, o dzieciach i ogrodzie znikły, jak sen. Szczęście, że tego już nie czuła; chociaż ciało cierpiało, jednak umysł i uczucia drzemały.
Od tego czasu dobrzy ludzie ją żywili.
Strona:Czerwony kogut.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.
— 297 —