Strona:Czerwony kogut.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —


IV.

Robotnicy już dawno powstawali. Matas chodził pochmurny po podwórzu i ćmił fajkę. Klimka nie wstawał.
Złością i niepokojem miotany, Matas wszedł na drabinę i zawołał w stronę poddasza:
— Ile razy trzeba ciebie budzić?
Z poddasza odezwał się suchy, pragnieniem strawiony głos:
— Źle mi dziś... nie wstanę...
Na to Matas z gniewem:
— Ja tobie zaraz dobrze zrobię, wałkoniu jakiś... Do kościoła to ciebie niema, a do karczmy to w samo południe drogę znalazłeś, cielaku... Widzicie go, spił się, jak świnia, to mu dziś źle. Wstawaj zaraz i idź bronować.
Gorączkowy, nerwowy głos Klimki odparł:
— Nie wstanę i nie będę bronował.
— No, no! nie proś Boga, ażebym tobie wstać pomógł — zawołał Matas.
Nie wytrzymał Klimka i krzyknął:
— Czego ty się przyczepiłeś, jak czart jaki, czego ci trzeba?
Wściekłość ogarnęła Matasa. Wbiegł prędko po drabinie na poddasze i, obejrzawszy się, zoczył Klimkę leżącego na uboczu, prawie