z głową zakopanego w słomie. Szybko podszedł do niego, zerwał kołdrę i wrzasnął:
— Wstawaj, bo...
Klimka spojrzał na niego przekornemi oczyma i odparł cicho, lecz dobitnie:
— Źle mi jest i nie wstanę.
Zły duch opętał Matasa: złapał Klimkę za rękę, wywlókł z legowiska i popchnął ku drabinie.
— Nie popychaj i nie wrzeszcz. Powiedziałem, że nie wstanę, to i nie wstanę — przekornie odparł Klimka.
— Będziesz ty mi sprzeciwiał się! — wrzasnął Matas i w okamgnieniu uderzył go w twarz. Nie miał Klimka twardego oparcia pod nogami i zwalił się na słomę, lecz raptownie zerwał się i w samej bieliźnie zbiegł po drabinie nadół. Poszedł do świronka, ubrał się odświętnie i wyszedł przez ogród.
Matas spojrzał za odchodzącym Klimka i zawołał:
— Powrócisz, powrócisz ty, to jeszcze nie tyle dostaniesz! — zawrócił i poszedł do chaty.
Wszedł do świetlicy, ujrzał stojącą przy oknie Magdzię i krzyknął na nią:
— A ty słuchaj: zobaczę, czy usłyszę, że zadajesz się z tym włóczęgą, popamię-
Strona:Czerwony kogut.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —