tasz ty mnie... Wybrała sobie córka gospodarska pastucha — stosowna para!... Ja tobie wybiję go z głowy.
Wtem rozwarły się drzwi od komory i odezwał się głos Matasowej:
— Czego ty się tak wściekasz dzisiaj, jakbyś durmanu się najadł?
— I ty tu, wiedźmo! — przyskoczył wściekły Matas do żony. — Przez ciebie spokoju niema... ty »chewry« tu stwarzasz.
— Nie rozbijaj się, na miłość Boską! nie rozbijaj się! — siląc się na spokój, odpowiedziała Matasowa. — Jeszcze krzyża świętego na czole nie położyłeś, a jużeś całe piekło wzburzył. Jak zły duch, tyle tylko, że się kłóci ze wszystkimi. Że robotnicy pary z ust przy tobie nie puszczają, to tobie się zdaje, że i ja będę milczała, że ty i mną będziesz orał...
— Milcz, ropucho! — wrzasnął Matas — bo tak wygarbuję skórę, że...
— Nie strasz, nie strasz! Nie taka ja znowu lękliwa, jak tobie się zdaje. Za długie masz pazury, to i nie wiesz, gdzie je podziać. Żeby ci kto ich nie przyciął...
— Szczekaj, szczekaj, aż ci gębę zamknę — trochę ochłonąwszy, wołał Matas. Po chwili dodał: — Dawaj baczenie, żeby ona — kiwnięciem głowy wskazał Magdzię — nie włóczyła
Strona:Czerwony kogut.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —