się z tym pastuchem, bo tak wypiorę skórę, że i zdychając popamięta.
Matasowa zapaliła się:
— Nie ruszaj mi dziewczyny, bo oczy wydrapię. Wysunął pazury, to i myśli sobie, że mu wszystko wolno. Za daleko sięgasz, nie dla twego nosa, nie dla twego! nie zawracaj sobie napróżno głowy: ty już nie będziesz mi dziewczyny bił, ani marz o tem, nie.
Matas ironicznie się uśmiechnął.
— Ty mi nie pozwolisz?
— Juści, ja!
Wstał i rzekł do żony, wychodząc:
— Pilnuj jej i pamiętaj, co powiedziałem: zobaczę ją z tym parchem — skórę zedrę — wyszedł i trzasnął drzwiami.
— Niedoczekanie twoje! za daleko sięgasz! — zawołała Matasowa do odchodzącego męża.
Klimka zaś szedł polami w rodzinne strony.
Czarne myśli, jak burzliwa noc jesienna, opanowały go. Szedł do rodziców, lecz sam dobrze rozumiał, że to napróżno, że nie będzie mógł pozostać u nich. Im samym chleba brak, a tu jeszcze zbyteczna gęba, z którą trzeba będzie ostatnim kęsem dzielić się. Nie, to na nic — u rodziców może on jeden, dwa dni przesiedzieć.
Strona:Czerwony kogut.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —