— Gdybym mógł to wszystko zapomnieć i nigdy tego roku nie pamiętać...
— I mnie? — zapytała.
— Może i ciebie... chociaż ty jedna dobra byłaś dla mnie i teraz nie łajasz mię.
— Co to pomoże?
— Tak, to już nic nie pomoże... Lecz inaczej być nie mogło.
— Nieprawda, Janeczku! Gdybyś był mnie posłuchał i wcześniej odszedł, toby się to nie stało...
— To niedaleko byłbym zaszedł... może tylko do Żydowina...
— A dokąd teraz pójdziesz?
— Pójdę...
— Lecz dokąd?
— Nie wiem dokąd... Lecz pójdę... pójdę...
— O mnie nigdy nie będziesz wspominał, Janeczku, zapomnisz...
— Może zapomnę, może będę pamiętał — nie wiem...
Ciężko zrobiło się Magdzi na sercu po tych jego słowach, lecz nie gniewała się, nie narzucała się jemu. Po chwili, jak gdyby nie wierząc we własne siły, dodała:
— Gdybyś przyrzekł wrócić... poczekałabym...
Strona:Czerwony kogut.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —