Strona:Czerwony kogut.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.




— Skończymy, jak widzę, do wieczora — rzekł wesoło stary Ratkus, podchodząc do swoich ludzi, którzy od samego rana kopali w polu kartofle.
— Może i skończymy — odpowiedział parobek Jakób, wiążąc jeden z pełnych worków.
— Trzeba skończyć, do wieczora daleko, a na jutro niema co zostawiać... zanosi się na deszcz, a może być i przymrozek — mówił gospodarz, napychając fajkę.
Nie odpowiadał już nikt, tylko w obecności gospodarza wszyscy wzięli się raźniej do pracy. Stary usiadł tymczasem na kamieniu, leżącym przy miedzy, i poglądał radośnie na zsypane na kupy kartofle.
Chwilę milczał. Ale oto spostrzegł w tyle za innymi pozostałą Różę.
— No, czemuż ty tak niechętnie pracujesz? — spytał z ironią.
— Ona chora — pośpieszyła ująć się za nią młodsza dziewczyna, Krystyna.