— Chora?... Wszyscy my tak chorujemy — śmiał się parobek Jan, spoglądając ku słońcu. — Po obiedzie wyzdrowieje i Róża.
Róża milczała. Schyliła się tylko jeszcze więcej i kopała dalej.
Ona była chora, bardzo chora. Tylko inni o tem jakby nie wiedzieli. Wogóle ludzie mało wiedzą o innym człowieku. Spostrzegają go jeno wtedy, kiedy los biedaka zupełnie do ziemi przygniecie; lecz i wówczas większość mija go obojętnie i rzadko kto przystanie i zapłacze nad niedolą bliźniego.
Los nie złamał jeszcze Róży ostatecznie, ale zginał ją powoli, bez ustanku i sądzono jej było upaść pod jego ciężarem, poddać się.
Choroba ciała przyszła niedawno; choroba ducha toczyła jej duszę już dawno — powoli, potajemnie, jak robak drzewo. Nie skarżyła się na swoją niemoc, bo należała do kategoryi tych, co skarżyć się nie umieją. Dlatego też mało kto wiedział o jej słabości, i to tylko słabości ciała; o niemocy jej duszy nie wiedział nikt. Ten ból znała i czuła tylko ona jedna — a był tak dojmujący, że aż robiło jej się zimno i straszno...
Była to jeszcze młoda kobieta lat trzydziestu kilku, lecz, sądząc z twarzy, wyglądała na zna-
Strona:Czerwony kogut.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
— 80 —