do łóżka, Ratkusowa posłała Jana po jej męża, który pracował w sąsiedniej wsi. Róża protestowała, ale gospodyni jej nie usłuchała.
Zdziwił się Rauba, słuchając opowiadania Jana o chorobie żony, wybrał się jednak ją odwiedzić. Po drodze wstąpił jeszcze do karczmy, niby to po gościniec dla żony; wyprosił na konto trochę pieniędzy od swego pracodawcy.
Czeladź Ratkusów siedziała przy wieczerzy, kiedy wszedł Rauba. Podszedł do żony, usiadł na brzegu jej łóżka i zapytał, co jej dolega. W głosie jego brzmiała jakby żalu, jakby serdeczności nutka. Ból ustał na chwilę w piersi Róży, odpowiedziała więc spokojnie, że już jej lepiej, że przejdzie. Rozrzewnienie Rauby minęło natychmiast. Niebawem siedział on już z czeladzią przy stole, gawędząc i śmiejąc się wesoło.
— Ale co poczniesz, gdy ci żona umrze? — spytał żartem jeden z parobków.
— Co pocznę?... Et! niech-no spróbuje umrzeć!... dziesięć znajdzie się na jej miejsce... Czy to dziewek mało!?... Tego dobrego — ile chcesz!...
I w takim sensie trwała rozmowa czas jakiś. Rozumie się, mówiono tylko żartem, ale żarty te obijały się boleśnie o duszę Róży,
Strona:Czerwony kogut.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
— 90 —