Strona:Czesław Kędzierski - Gwiazdka.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

choinka zapłonęła niby zorza, blaski od niej idą przez las cały, na pola, do wiosek. I ludzie wychodzą z domów, podnoszą ręce ku niebu i wołają: — Chrystus nam się narodził. — I pastuszkowie, zapatrzeni w blask gwiazdy betlejemskiej, spieszą do choinki w lesie, gdzie śpią Jaś i Małgosia.
I gdy już wszyscy zgromadzili się koło choinki, stała się rzecz nowa. Oto zpośród gromady aniołów wychodzi postać biała kobiety. Sunie prosto ku dzieciom, pochyla się nad niemi i przytula je do siebie miłośnie. Jest to matka Jasia i Małgosi, która zmarła przed rokiem, a teraz w tę noc Bożego Narodzenia przyszła z niebios do dzieci, by je ogrzać swoim widokiem i miłością macierzyńską.
Dzieci na widok tych wszystkich cudów, na widok choinki i Najświętszej Panienki z Dzieciątkiem, oniemiały całkowicie z podziwu. Gdy jednak ujrzały swoją matulę, wtedy zawołały głośno:
— Matulu najdroższa! Matulu nasza, przyszłaś do nas? Zostań z nami! Nie opuszczaj nas! Myśmy tacy biedni bez ciebie!
I w tejże chwili dzieci zbudziły się — cały obraz zniknął — a nad nimi stał mężczyzna w bogatem futrze, a opodal stały sanie, zaprzężone w dwa siwki. Był to syn dziedzica z pobliskiej wsi, który jechał właśnie z miasta na święta do rodziców.
— Cóż wy tu robicie po nocy? Chcecie zmarznąć? Czemu wołaliście na waszą matulę, czy ona jest tu gdzie w lesie?
— Och, nie, paniczu, — mówi Jaś. — Matula nasza