Strona:D. M. Mereżkowski - Aleksander I Tom II.djvu/6

Ta strona została przepisana.

mi i parawanikami, przygotowaną była zastawa do herbaty. Cesarzowa oczekiwała Aleksandra. Popatrzyła, czy wszystko jest w porządku, czy herbata dobrze zaparzona, czy są na swojem miejscu obwarzaneczki z anyżem, sucharki, wszystko, co on lubi. A na drugim stoliku warcaby, patyczki do rachowania, karty: niekiedy grywali ze sobą w ecarté, albo w muszkę. Przemieniła różowy abażur lampy na zielony — ulubiony kolor Aleksandra.
Usiadła przy kominku i zamyśliła się.
Teraz, gdy nie patrzyła w zwierciadło, twarz jej była bardzo piękna. Za młodu nazywano ją Psychą. Miała wtedy duże dziewczęce oczy, z wyrazem zdziwienia, dzięwczęce proste ramiona, a pod złotym ciężarem włosów smukłą dziewczęcą szyję, jak łodygę, uginającą się pod brzemieniem kwiatu. Ten wdzięk młodych lat przygasł. Ale zastąpił go inny, nie ulegający zwiędnięciu. Jeżeli wtedy była muzyka — dziś była cisza po muzyce.
Myślała o tem, dlaczego cesarz w dniach ostatnich tak często ją odwiedza. Wiedziała z doświadczenia, że jeżeli mu się dobrze dzieje, to ona jest mu wtedy niepotrzebna. Przyzwyczaiła się do tego tak, że za każdym razem, gdy się do niej zbliżał, zapytywała sama siebie: „co to znaczy, co mu się stało?“ i zawsze zgadywała. Ale tym razem zgadnąć nie mogła, tylko czuła,