Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/106

Ta strona została przepisana.

rzymy umysły w pułkach poprowadzimy je na plac.
— A dużo będzie tych pułków — zapytał Bateńkow.
— Policzmy: cały Izmaiłowski, jeden batalion finlandzkiego, dwie roty moskiewskiego, lejb grenadyerski także dwie roty, morska załoga cała część kawaleryi i artyleryi.
— Nie trzeba artyleryi, wystarczy biała broń — wykrzyknął znów Bałatow.
— Powodzenie zapewnione, powodzenie zapewnione — krzyczeli wszyscy.
— No! a cóż będziemy robić na placu? — pytał Oboleński.
— Przedstawimy senatowi projekt konstytucyi, a potem pójdziemy prosto na Zimowy dworzec, aresztować carską rodzinę.
— Łatwo powiedzieć aresztować, a jeśli zbiegnie? pałac ma dożo wyjść.
— Nieźle byłoby dostać plan — radził Batenkow.
— Carska rodzina nie szpilka, nie sprzątną jej nam tak łatwo przed aresztowaniem — zaśmiał się Bestużew.
— Nie myślimy przecież, aby samo zawładnięcie pałacem zakończyło sprawę — ciągnął dalej Rylejew. — Zresztą jeśliby nawet car z rodziną zbiegł, to i tak gwardya przejdzie wtedy na naszą stronę. Najważniejsza rzecz pierwszy wybuch, który wywoła zamieszanie, a potem sama już okoliczności wskażą, co trzeba dalej robić. Pamiętajcie druhowie, powodzenie każdej rewolucyi w jednem słowie: »Waż się!« — krzyknął z zapałem cały rozjaśniony, błyszczący, lotny, podobny bardziej niż kiedy rozchwianemu od wichru