Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/109

Ta strona została przepisana.

przydomki doskonale charakteryzowały niewyczerpaną dobroć jego, gotową zawsze troszczyć się i kłopotać o wszystkich w równej mierze.
Küchelbeker i Puszczyn wiedli z sobą rozprawy o filozofii natury.
— Absolut — mówił Küchelbeker — to jest boskie zero, w którem jednoczą się plus i minus ideał i rzeczywistość. Pojmujecie, Puszczyn?
— Nie rozumiem ani słowa Küchla, a czy nie moglibyście tego samego prościej powiedzieć.
— A prościej tak. Natura to hieroglif nakreślony przez najwyższą mądrość, to odbicie ideału w rzeczywistości, rzeczywistość równą jest abstrakcyi, a różni się tem tylko, że jest ograniczoną i zamkniętą w sobie. Rozumiecie teraz.
Puszczyn patrzył na niego lekko osowiałemi oczyma i słuchał z tą samą cierpliwością, jak w sądzie powaśnionych przekupek.
Dymisyonowany porucznik, Kachowski, o twarzy chudej, ściągłej, a przytem dziwnie ciężkiej, prawie że kamiennej, z nadmiernie wysuniętą dolną szczęką i oczyma tak żałosnemi, jak u chorego dziecka lub psa, który utracił pana, chodził po pokoju wciąż po tej samej linii od pieca do gabinetu i od drzwi do pieca — tędy i napowrót bez końca, z męczącem niemal maniackiem zapamiętaniem, miarowo jak wahadło.
— Przestań Kachowski wałęsać się — zawołał na niego Puszczyn.
Lecz ten nie odrzekł ani słowa, jakby nie słyszał i przechadzał się dalej.
— Rzeczywistość i oderwany abstrakt stanowią jedno — a tylko w dwoistej formie — objaśniał Küchelbeker. — Idea tego zjednoczenia, to abso-