Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

— Nie należy bać się ludzi Maryńko, bo to ich psuje.
— Ja też nie ludzi boję się, a sama nie wiem czego. W Czeremuszkach nikogo się nie bałam, byłam odważna, ale odkąd wyjechałam, wszystko takie cudze, straszne. Jak byłam mała, niania bywało ułoży mnie, przeżegna, zasunie firanki. »Spij dzieciątko, mówi, śpij z Bogiem«, »a kotka koteczka ładna kołyseczka«, a nie otwieraj oczek i nie wyglądaj za firanki, bo pod łóżeczkiem leży straszne licho, które cię weźmie. A potem, gdy podrosłam, myślałam nieraz, że nie tylko pod łóżeczkiem siedzi licho; ono jest wszędzie.
— A wy się o niego nie ocierajcie, to i ono was nie tknie.
— Jak tu nie otrzeć się?
— Niby pani nie wie?
— Nie wiem! Naprawdę nie wiem, powtarzała, kręcąc główką, powoli i jakby z rozmysłem, przyczem kołysały się lekko loki, wiszące po obu stronach twarzy. W tej chwili dyliżans podskoczył na zamarzłej grudzie, a twarze ich zbliżyły się tak, że loki jej musnęły mu policzek, jakby paląc pocałunkiem.
— A jeśli pan wie, to proszę powiedzieć.
— Nie wolno mi.
— Dla czego?
— Bo każdy człowiek sam powinien poznać i pani się kiedyś dowie.
— Kiedy?
— Jak się pani zakocha.
— O! Miłość! — mówiła — kręcąc znów głową z niedowierzaniem, a przecież mówią, że dziś wcale miłości niema, a tylko zdrada i oszustwo.