Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem — odparł drugi. — Ileż tu wreszcie będzie tych przysiąg? dziś jednemu, jutro drugiemu, pojutrze może trzeciemu.
— Wzywamy wszystkich wiernych poddanych naszych do zjednoczenia się z nami w gorących modłach do Najwyższego, by raczył wesprzeć nas w zamiarach naszych wstąpienia w ślady opłakiwanego przez nas monarchy, jakby panowanie nasze było dalszem przedłużeniem jego rządów.
— Rozumiem to.
— Rozumiem: »Nanizałeś wątku«.
I znów od początku...
— To także szpiegi — pomyślał Golicyn i odwrócił się od nich, a wziąwszy do rąk poszarpany egzemplarz książki »O cnotliwych zamiarach« udał, że czyta. Po chwili wszedł, pobrzękując szablą, chorąży konnej gwardyi i zamówił u sklepowej Francuski funt cytrynowych karmelków. Golicyn poznał w nim kniazia Aleksandra Odojewskiego, a przywitawszy się z nim, odprowadził go na stronę.
— Skąd ty?
— Z nocnej służby, w zimowym dworcu siałem na warcie całą noc.
— No i cóż?
— A nic, tylko że hrabia Miłoradowicz był u cesarza z raportem, że wszystkie pułki powracają od przysięgi. Całe wojsko przysięgło, a można powiedzieć, że i miasto, bo do cerkwi przecisnąć się nie podobna. Hrabia Miłoradowicz wesół, jak solenizant, zaprasza wszystkich na pierog do dyrektora teatru Majkowa, a ztamtąd do baletnicy Teleszowej.
— A cóż ty myślisz Sasza?