— Któż to mówi?
— Wszyscy.
Le plus charmant amour.
Est celui qui commence et finit en un jour.
Puszczyn nawet mówił mi to onegdaj, i ciotka także. »Ach Maryńko! mówiła, ty jeszcze nie wiesz, co za ptaszek ta miłość, jak przyleci, tak odleci, i babunia to samo«.
— A ileż pani ma tych ciotek i babek?
— Och! bardzo dużo.
— I wszystkim pani wierzy?
Maryńka miała zwyczaj powtarzać co dwa słowa: »No tak, oczywiście«, a mówiła to tak wdzięcznie, że Golicyn czekał tych słów, które też wyrzekła:
— No tak! oczywiście, jak tu nie wierzyć starszym. Ja sama głupiutka jeszcze jestem, muszę wierzyć rozumnym ludziom. Ja cała składam się z cuduych słów, niby suknia zeszyta z różnych szmatek.
— Ale pod tą suknią, ktoś się tai? — uśmiechnął się.
— A no! proszę zgadnąć, odparła, rzucając mz znów z pod spuszczonych rzęs spojrzenie i ten sam słoneczny promyk, co zda się upieszcza wszystko, na co padnie.
Umilkła i westchnęła, a twarzyczka jej spoważniała nie dziecinną refleksyą.
— Takie to jest życie, rzekła po chwili, miłość uleci, a licho zostanie, bo ono skrzydeł nie ma, a pełznie jak ten robak, albo jak duży obrzydliwy pająk.
Oboje zamilkli i poczuli znów, że milczenie to zbliża ich, że zbliżenie wzrasta, potęguje się niepohamowanie.
Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/13
Ta strona została skorygowana.