Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/143

Ta strona została przepisana.

się wasza cesarska mość i nie chce słuchać o niczem.
— Więc czegóż oni chcą?
— Pozwólcie wasza cesarska mość powiedzieć na osobności.
— Strzeżcie się wasza cesarska mość — podszepnął Benkendorf — to jakaś zbójecka morda. Lecz cesarz pochylił się z konia, nakłaniając ucha.
— Ot teraz! możnaby go zabić, pomyślał Jakubowicz.
Nie był tchórzem, i gdyby był postanowił śmierć cesarza, to by się nie zląkł! lecz nie wiedział poco? i za co zabijać. Nieboszczyka cesarza Aleksandra za to, że go w randze nie posunął, ale tego za co? A przytem zdawało mu się, że królobójca musiałby być ubrany czarno i przyjechać na czarnym koniu, i żeby do tego było z paradą, słońce, muzyka, ale tak poprostu zabić, co za przyjemność?
— Proszę, żeby wasza cesarska mość, zechciał sam do nich podjechać, z nikim innym mówić nie chcą.
— A o czemże chcą mówić?
— O konstytucyi — odparł Jakubowicz.
Jakubowicz kłamał, bo nie zaczynał żadnych układów z buntownikami. Skoro go zdaleka dostrzegli, zaczęli krzyczeć: »Podły ty! i wzięli go na cel, tak, że zaledwie zdążył szepnąć parę słów do ucha Michałowi Bestuzewowi i zaraz uciekł.
— A ty co myślisz? — pytał cesarz Benkendorfa, powtarzając mu do ucha słowa Jakubowicza.
— Kartaczy by im posłać, oto co myślę, — zawołał z oburzeniem Benkendorf.