Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Niekiedy bezpośrednio po salwie, tłum rozbiegał się, lecz po chwili powracał znów na dawne miejsce, gdyż ciekawość brała górę nad strachem. Wojska, które przysięgły Mikołajowi, okrążały pierścieniem buntowników. Wprost naprzeciw Preobrażeńcy, na lewo Ismaiłowcy, na prawo konni gwardziści, a dalej na nadbrzeżnej, tyłem do Newy, jazdna gwardya finlandzka, konni pionierzy, na ulicy Galernej i u admiralskiego kanału Siemienowcy. Wojska przesuwały się, za niemi fale tłumu, a wśród tych krążeń i ruchów tkwił nieruchomo, jakgdyby oś tego koła, stalowy czworobok z nastawionymi bagnetami. Długo patrzył Golicyn na dwie równe linie, czarnych pałeczek i białych krzyżyków; pałeczki to daszki kaszkietów, krzyżyki rzemienie tornistrów, a między temi dwoma liniami trzecia równa, lecz różnolita, złożona z ludzkich twarzy. Na twarzach tych jedna wspólna myśl, zawarta w pytaniu i odpowiedzi, które słyszał niedawno. »Dlaczego nie przysięgacie? My podług sumienia«. Więc niezachwiana stałość, mężnego czworoboku, to święta moc ludzkiego sumienia. Na skale Piotrowej oparta i jak ona nie dająca się skruszyć.
W środku czworoboku, stali więc członkowie tajnego związku, wojskowi i cywilni, fraczkowi nikczemnego wyglądu, jak ich potem określali kwartalni. Tuż przy nich sztandar pułkowy, z wypełzłym zetlałych nieco szmatek złocisto zielonego jedwabiu; sztandar podziurawiony od kul na polach Borodinu, Kulmu, Lipska, dziś przedstawiający święte godło rosyjskiej swobody. Stał jeszcze stolik obryzgany atramentem, przyniesiony tu z senatu, na którym leżały jeszcze jakieś papiery, być może niedopisany brulion ce-