— Mimo to nie wychodźcie za niego.
— A cóż to was obchodzi? Ot, jaki dziwak! Jak pan śmie zresztą! Powinnabym się gniewać, a taka jestem niemądra, że nie umiem.
— Darujcie! już nie będę, tylko się proszę nie gniewać, moja ty miła, dobra, śliczna dzieweczko.
Zamilkł, spoglądając na nią ukradkiem, ona odwróciła się znów do okna i chuchać poczęła na zamarzłą szybę, przyłożywszy dłonie do ust. Skoro wychuchała kółko, zaczęła coś kreślić na niem, wodząc paluszkiem.
— Popatrzcie oto W. pierwsza litera imienia waszej narzeczonej.
— Jakiej narzeczonej?
— A waszej; cóż się pan przedemną zapiera. Mówił mi Puszczyn, że pan ma w Petersburgu prześliczną narzeczoną, której imię zaczyna się na W. Pewnie Wasylisa. To bardzo ładnie się składa. Waleryan i Wasylisa, z jednej litery oba imiona.
Rozśmiała się dźwięcznie i niby wesoło, lecz oczy miała smutne.
— Dlaczegóż W.? A! tak; przypomniał sobie Golicyn »wolność« jak w owym wierszu:
Czekamy, tchnący nadzieją
Wolności świętej zarania,
Jak czeka młodzian stęskniony
Słodkiego z lubą spotkania.
— A wiecie książę! może to i nie tak — rzekła i przestała się śmiać, patrząc na Golicyna poważnie, prawie surowo.
— Co nie tak?
— Co do miłości, nie miłość-to wybawić może od licha...