Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/156

Ta strona została przepisana.

rzekł Golicyn, a oczy jego błysnęły z pod okularów tak groźnie, że Serafin zląkł się na dobre i oddał krzyż, mrucząc coś i żegnając się.
Golicyn wziął krzyż i pocałował go ze czcią.
— Dajcie i mnie — rzekł Kachowski.
— I mnie! i mnie! — wyciągali ręce inni.
Krzyż obiegł wszystkich w szeregu, a gdy powrócił do Golicyna, ten oddał go Serafinowi.
— A teraz idźcie stąd Władyko i pamiętajcie, że po niewoli uświęciliście błogosławieństwem krzyża wolność rosyjską.
I znowu jak w pierwszej chwili powstania, Golicyn krzyknął nagle jakimś niesamowitym głosem:
— Ura! Konstanty.
— Ura! ura! ura! — podchwycili żołnierze.
— Wracajcie na swoje miejsce, batiuszka, pilnujcie swojej cerkwi.
— Jakiż z ciebie metropolita, skoro ty dwom naraz przysięgasz.
— Oszust! zdrajca i dezerter Mikołajowski.
Bagnety i szable skrzyżowały się nad głową Serafima. Podbiegli dwaj dyakoni i uprowadzili go, ująwszy pod rękę.
— A ot i armaty! — zauważył ktoś, ukazując nadjeżdżającą artyleryę.
— No i cóż? Wszystko jak należy — uśmiechnął się Golicyn. — W ślad za krzyżem kartacze, w ślad za Bogiem dyabeł.


ROZDZIAŁ VII.

— Nie jestem pewny artyleryi — odpowiadał cesarz, ilekroć nalegano na niego, by posłał po armaty.